Bośnia i Hercegowina na rowerach dzień drugi
7.00 – śniadanie …. 7.45 – wyjazd …. teoretycznie 😉
Szutrowa droga i stajemy na małym placu. Z jednej strony otwiera się widok na majestatyczny „kanion”, w dnie którego widać baseny do hodowli ryb. Kilka kroków… i widzimy przepięknie odnowiony Klasztor Rmanj Monastery. Znajdujemy się w Nacionalni park Una, przechodzimy przez małą miejscowość – Martin Brod. Jeszcze 100m pod górę i patrzymy na bajeczny wodospad wpadający do małych, tarasowych stawów ze szmaragdową wodą. Wygląda niemal jak tło do bajkowej, niemal kiczowatej scenografii. Niesamowicie przepiękny twór przyrody, aż nie chce się wracać, a czas ponagla, bo trasa rowerowa dopiero przed nami…
Drvar – 15 min na zakup wody i czegoś do przekąszenia w drodze.
Kto się wyrobił czasowo i miał ochotę (było gorąco), mógł podziwiać pochodzącą z lat 30 ubiegłego wieku, doskonale zachowną prawosławną świątynię Hram Svetog Save. Bośnia wszędzie jednak pokazuje swoje odmienne oblicza, ślady kul na zamieszkałych domach, czy budynki popadające w ruinę.
W końcu na rowerach. Dzisiaj przeważająca część drogi biegnie krajową 408. Mimo krajowego oznaczenia, nawierzchnia jest szutrowa, ale w doskonałym stanie. Startujemy przy skrzyżowaniu, dojazd do wioski Motike. Krótki, niewielki podjazd i widzimy płaskowyż, suchy, niemal bez życia. Tylko białe kwiaty dziewięćsiłów, niebieskie mikołajków i różowe zimowitów, wydają się kpić z suszy. Wrażenie odosobnienia, i przestrzeni potęgują goniące nas ciężkie ciemne chmury. Deszczu, poza paroma kroplami i błyskawicami na horyzoncie nie zobaczyliśmy. Mijamy opuszczone i nieliczne, zamieszkałe zabudowania. Przez Korita dojeżdżamy do Medena Selista, gdzie odbijamy w prawo i łukiem przez małe wioski docieramy do Glamoč. Koniec. Ładujemy rowery na przyczepę, wreszcie odpoczynek. Najbardziej wytrzymali przeprawili się rowerami do Livno, miejsca naszego noclegu.